źr. wagrafteam.pl |
Długo szedł ramię w ramię ze swoim bratem, Kubą, podobnie
jak on, będąc jednym z niespecjalnie wyróżniających się skoczków drugiego
szeregu. Długo jego starty w Pucharze Świata kończyły się klapą – dość powiedzieć,
że swoje pierwsze punkty zdobył dopiero w 34 podejściu, plasując się na
19miejscu w Lillehamer. Potem było już zdecydowanie lepiej, czego koronnym
dowodem jest wywalczona na olimpiadzie w Soczi siódma lokata na skoczni K-95.
Wraz z początkiem tego sezonu zatracił jednak swoją formę i zniknął z orbity zainteresowań
Łukasza Kruczka. O kim mowa? Rzecz jasna o Macieju Kocie.
Urodzony w Limanowej Kot to syn Rafała, byłego
fizjoterapeuty polskiej kadry. Od małego odnosił sukcesy, triumfując w wielu
zawodach dla dzieci. Problemem było jednak dla niego starcie z poziomem
seniorskim. Trudno powiedzieć, czy była to bardziej kwestia dojrzewania, czy
może trudnego, niezwykle krytycznego charakteru. Faktem jest, że Maciek od
zawsze chciał wygrywać.
Ileż to razy mogliśmy oglądać po konkursie obraz
zawiedzionego, ba, nawet złego Macieja Kota, który z przekąsem odpowiadał na
pytania zadawane przez dziennikarzy. Nieważne, czy było to 50 miejsce w
pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni sezonu 2012/2013, czy może piąta
lokata wywalczona dwa dni później w noworocznym konkursie w
Garmisch-Partenkirchen – ten zawsze wydawał się być niezadowolony. Młodego
wciąż skoczka interesuje tylko wygrywanie i zdaje się, że właśnie to go gubi.
Miejsca w pierwszej dziesiątce światowego czempionatu czy na
igrzyskach olimpijskich, medal w konkursie drużynowym i czternaście lokat w
pierwszej „10” konkursów pucharu świata – obiektywnie patrząc, czyni to z Kota
skoczka numer trzy ostatniej dekady. Wydaje się jednak, że w postawieniu kropki
nad „i”, wskoczeniu do absolutnego topu przeszkadza mu jeden czynnik –
nadmierna ambicja. Maciej dał się też, trochę wbrew swojej woli, wciągnąć w
quasi-celebryckie gierki. „Poszukiwanie dziewczyny”, w jakie wrobiła go jedna z
radiowych stacji sprawiło, że część kibiców zaczęła na niego patrzeć nieco
inaczej.
Wobec przytoczonych powyżej faktów i niepowodzeń z początku
sezonu jasne staje się, że powrotowi do Pucharu Świata będzie w przypadku Maćka
towarzyszyć ogromny ładunek motywacji. Częściowo udało się go już rozładować
(czy może raczej – rozbudzić apetyt) triumfem w zawodach Pucharu
Kontynentalnego w Wiśle. Czy jednak udźwignie on presję związaną z powrotem do
rywalizacji na najwyższym poziomie? Cóż, już wkrótce się przekonamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz