źr. sport.interia.pl |
Wiele się jeszcze powie nie tylko o tym meczu, ale o całych,
urządzonych przez szejków mistrzostwach. Choć bajeczne hale i luksusowe warunki
stworzone przez Katar muszą budzić uznanie, w oczach kibiców handballa na całym
świecie zapamiętane zostaną jako jedna wielka farsa. Powodów takiego stanu
rzeczy nie trzeba tłumaczyć. Katarska Legia Cudzoziemska przeczy duchowi
rywalizacji na reprezentacyjnym szczeblu niemal w taki sam sposób, jak Pogoń
Szczecin Antoniego Ptaka przeczyła sposobowi prowadzenia futbolowego klubu.
Przed startem czempionatu doskonale wiadomo było, że
gospodarze dokonali w swojej kadrze niezbędnych „wzmocnień”, by z imprezą nie
pożegnać się już po pierwszych pięciu meczach. Wyniki osiągane przez zespół
zaczęły jednak po pewnym czasie bardzo mocno dziwić. Już w 1/8 finału Katar
toczył bardzo zacięty bój z Austrią i wygrał go o grubość sędziowskiej pomyłki.
Podobnie było i w dwóch kolejnych spotkaniach: z Niemcami i Polską. Jeżeli i w
finale pochodzący głównie z Bałkanów piłkarze grający dla ekipy z Bliskiego
Wschodu pokonają swojego rywala, turniej straci jakikolwiek smak.
Najbardziej jaskrawy przykład farsy, jaką jest kadra Kataru?
Proszę bardzo: Danijel Sarić. Bramkarz, który w meczu z Polską spisywał się tak
znakomicie, występuje już w swojej czwartej reprezentacji narodowej. Poprzednio
grał dla Bośni i Hercegowiny, Serbii oraz Serbii i Czarnogóry. W wywiadach
otwarcie przyznaje, że nie miał najmniejszych oporów przed przyjęciem
obywatelstwa Kataru. Dla porównania, Krzysztof Lijewski, któremu szejkowie
składali podobną ofertę, odrzucił ją bez wahania.
Tytuł bloga sporo sugeruje. Nietrudno się zatem domyślić, że
choć nie lubię kibicować „przeciwko”, w niedzielne popołudnie będę z całego
serca dopingował rywala szejków. Dla Legii Cudzoziemskiej nie powinno być
miejsca w jakimkolwiek sporcie.