wtorek, 24 lutego 2015

Ziobro skreślony, czyli... koniec kadry jaką znamy?

źr. fakt.pl

Coś złego dzieje się w naszych skokach. Coś, co tak naprawdę wygląda na głęboko ukryte i czego sens trudno odnaleźć, lecz mimo wszystko dociera do małego rozumku nawet takiego Janusza jak ja. Mowa rzecz jasna o ostatnich decyzjach, rzutujących niejako na cały sezon w wykonaniu podopiecznych Łukasza Kruczka.

Od pierwszych zawodów w niemieckim Klingnethal polscy zawodnicy spisywali się, nie ukrywajmy, słabo. Obraz zamazywał nieco przyzwoity Piotr Żyła, któremu jednak słaba psychika nie pozwalała na wskoczenie na wyższy poziom i dołączenie do światowej czołówki. Kontuzja Kamila Stocha zadziałała dla Kruczka jak znakomita tarcza ochronna, wytłumaczenie niepowodzeń, które szkoleniowiec przykrywał płaszczykiem „ducha zespołu”, budowanego przez Kamila, w czym zresztą wtórował mu trener Tajner. Stety dla kibiców, a niestety dla sztabu – Stoch wrócił, i choć zrobił to w naprawdę mistrzowskim stylu, także i jemu zdarzyła się poważna wpadka.

Wpadka w sobotni wieczór, podczas zawodów na normalnej skoczni w Falun.
Wbrew pozorom, te, nie bójmy się tego powiedzieć, nieudane dla Biało-Czerwonych zawody, bardzo rozjaśniły obraz obecnej kadry. Niepowodzenia zawodników, o których znakomitej dyspozycji zapewniali nas szkoleniowcy (Stoch, Żyła a przede wszystkim Murańka) i jednocześnie życiowy rezultat skreślanego w tym sezonie Ziobry dały wyraźny sygnał, jakiego rodzaju kłopot trawi kadrę. Jest to problem tej samej natury, która wcześniej nie pozwalała na zwycięstwa Robertowi Matei i Wojtkowi Skupniowi.
Słaba psychika.

Nie rozumiem, i jeszcze długo nie zrozumiem, dlaczego kadra (na wyraźne życzenie trenera Kruczka) zrezygnowała z pomocy psychologa, Kamila Wódki. Z jego pomocą zwycięstwa w jednym sezonie było w stanie odnieść czterech naszych zawodników. Z jego pomocą zanotowaliśmy również znakomity sezon pod kątem drużyny, budując grupę, z której w każdej chwili mógł wyskoczyć ktoś zdolny zaatakować jeżeli nie podium, to miejsce w pierwszej szóstce. Spójrzcie na Maćka Kota: gdzie był wtedy, a gdzie jest teraz?


Źle, oj źle się dzieje w naszej kadrze. I choć nie należę do grona „hejterów” uważam, że nadszedł czas trenera Kruczka. Skreślenie Janka Ziobry, broniącego naszego honoru na mniejszej skoczni jest tylko gwoździem, przybijającym do ściany wniosek o jego abdykację. Janek walczył, starał się i widać było, że jest pewien swoich umiejętności. A że na treningach spisywał się "najsłabiej" z Biało-Czerwonych? Cóż, Stoch również skakał poniżej swoich możliwości.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Kolejne ciosy ze wschodu

źr. cyclismactu.net


 Świat bardzo się ostatnio napalił na krytykowanie Kataru. Odkąd w mistrzostwach świata w piłce ręcznej reprezentacja najemników pod banderą tego kraju szejków wywalczyła srebrny medal, zasypywani jesteśmy kolejnymi newsami na temat potencjalnych kolejnych naturalizacji sportowców przed ważnymi imprezami. Nie tak dawno można było przeczytać o powstających w Dausze i okolicach szkółkach futbolowych, wyławiających największe talenty świata. Przed kilkoma dniami gruchnęła z kolei inna wiadomość, z którą osobiście bardzo trudno mi się pogodzić. Chodzi o zmianę terminu szosowych mistrzostw świata na październik.

Przez lata utarło się, że wyścig o tęczową koszulkę ma miejsce niedługo przed Staruszką – słynnym wyścigiem w Lombardii, który dla zdobywcy złotego medalu staje się pierwszą, naturalną okazją do zaprezentowania się w nowych barwach. W 2016 roku takiej szansy zwycięzca czempionatu nie dostanie – wyścig elity mężczyzn rozpocznie się niemal tydzień po Il Lombardia. Kolejną kontrowersyjną kwestią jest profil mistrzowskiej trasy. Otóż będzie ona przebiegać po niemal idealnie płaskim terenie a jedynym odstępstwem, odróżniającym ją od, bądź co bądź, do bólu przewidywalnych i zamykających emocje w zasadzie na ostatnim kwadransie, będzie krótki odcinek bruku. 

Niejednokrotnie toczyły się już dyskusje na temat tego, jak właściwie wyglądać powinna mistrzowska trasa. I choć głosy opowiadające się za wariantem klasycznym i schematem, nazwijmy to, „zmiennym” (płasko – klasycznie – górsko) są podzielone, wydaje się, że wariant opracowany z myślą o Katarze to tylko żałosna próba sprokurowania na trasie jakichkolwiek emocji. Jeżeli faktycznie zawodnicy wyruszą na Bliskim Wschodzie zmagać się z tak płaską trasą, śledzenie mistrzostw będzie można sobie śmiało darować. Szejkowie próbują wyjaśniać, że czynnikiem decydującym o losach ścigania może być wiatr, ale nie ukrywajmy – szanse na to są naprawdę znikome. 

To wszystko, o czym napisałem powyżej, to tylko kolejny przykład, że pieniądze, których obecność długo nie odciskała tak naprawdę wyraźnego piętna, mogą nagle, w przeciągu kilku zaledwie lat poważnie zrujnować kilka dyscyplin sportu. Padła już piłka ręczna, nad kolarstwem i futbolem wisi z kolei piętno zagłady.

Czy zdołają się obronić?

poniedziałek, 2 lutego 2015

Astana jednak poza peletonem? Deklaracja włodarza kazachskiej federacji znakiem czasów




źródło: pictures.zimbio.com
Wydawało się, że kwestia kompromitujących wpadek dopingowych spłynie po Astanie niczym po kaczce. Co prawda ekipa z Kazachstanu przeżyła chwile grozy, kiedy UCI trzymała przez moment kwestię przyznania projektowi licencji na sezon 2015, lecz ostatecznie Alexandre Winokurow o pracę przez co najmniej kolejny rok mógł być chyba spokojny. Do czasu.

Świeżo gruchnęła wieść o tym, że prezydent Kazachskiego Związku Kolarskiego, Darkan Kałetajew rozważa zakończenie operacji pod tytułem „Astana”. Powody? Pasmo wpadek dopingowych pod koniec sezonu 2014, kiedy to na cenzurowanym znaleźli się zarówno zawodnicy grupy młodzieżowej, jak i kolarze pierwszego zespołu.  Trochę to dziwne, że w obliczu wielkiej łaskawości UCI, która warunkowo pozwoliła się ścigać z najlepszymi drużynie Vincenzo Nibaliego, sprawiedliwość będzie chciał wymierzyć ten, który kontroluje grupie kurek z pieniędzmi.

Stanowisko Kałetajewa to w pewnym sensie znak naszych czasów. Dopiero co emocjonowaliśmy się występami „reprezentacji” Kataru na mistrzostwach świata, kiedy to pieniądze wygrały z jakimkolwiek zdrowym rozsądkiem i ostatecznie pogrzebały ducha sportowej rywalizacji. Władze IHF oraz przedstawiciele innych reprezentacji nabrali wody w usta. Ci pierwsi uważając, że nic złego się nie stało, drudzy z kolei – obawiając się ewentualnych sankcji karnych. Dość powiedzieć, że takowe dotknęły już jednego z członków sztabu biało-czerwonej ekipy.  Lekarz kadry, Rafał Markowski został zawieszony na pół roku za, jak podaje Dariusz Faron, „agresywne, niesportowe gesty w kierunku sędziów i oficjeli”. 

Samobiczowanie Kałetajewa jest w pewnym sensie wzorem postępowania. Szlachetności, ale i honoru. Umiejętności pokazania, że kiedy na ekipę spadają jakiekolwiek podejrzenia, lepszym rozwiązaniem jest jej zlikwidowanie, niż narażanie się na ciosy ze strony rywali i kibiców. Nawet, jeżeli wypowiedź włodarza kazachskiej federacji to tylko groźby bez pokrycia, warto je docenić.