źr. fakt.pl |
Coś złego dzieje się w naszych
skokach. Coś, co tak naprawdę wygląda na głęboko ukryte i czego
sens trudno odnaleźć, lecz mimo wszystko dociera do małego rozumku
nawet takiego Janusza jak ja. Mowa rzecz jasna o ostatnich decyzjach,
rzutujących niejako na cały sezon w wykonaniu podopiecznych Łukasza
Kruczka.
Od pierwszych zawodów w niemieckim
Klingnethal polscy zawodnicy spisywali się, nie ukrywajmy, słabo.
Obraz zamazywał nieco przyzwoity Piotr Żyła, któremu jednak słaba
psychika nie pozwalała na wskoczenie na wyższy poziom i dołączenie
do światowej czołówki. Kontuzja Kamila Stocha zadziałała dla
Kruczka jak znakomita tarcza ochronna, wytłumaczenie niepowodzeń,
które szkoleniowiec przykrywał płaszczykiem „ducha zespołu”,
budowanego przez Kamila, w czym zresztą wtórował mu trener Tajner.
Stety dla kibiców, a niestety dla sztabu – Stoch wrócił, i choć
zrobił to w naprawdę mistrzowskim stylu, także i jemu zdarzyła
się poważna wpadka.
Wpadka w sobotni wieczór, podczas
zawodów na normalnej skoczni w Falun.
Wbrew pozorom, te, nie bójmy się tego
powiedzieć, nieudane dla Biało-Czerwonych zawody, bardzo rozjaśniły
obraz obecnej kadry. Niepowodzenia zawodników, o których znakomitej
dyspozycji zapewniali nas szkoleniowcy (Stoch, Żyła a przede
wszystkim Murańka) i jednocześnie życiowy rezultat skreślanego w
tym sezonie Ziobry dały wyraźny sygnał, jakiego rodzaju kłopot
trawi kadrę. Jest to problem tej samej natury, która wcześniej nie
pozwalała na zwycięstwa Robertowi Matei i Wojtkowi Skupniowi.
Słaba psychika.
Nie rozumiem, i jeszcze długo nie
zrozumiem, dlaczego kadra (na wyraźne życzenie trenera Kruczka)
zrezygnowała z pomocy psychologa, Kamila Wódki. Z jego pomocą
zwycięstwa w jednym sezonie było w stanie odnieść czterech
naszych zawodników. Z jego pomocą zanotowaliśmy również
znakomity sezon pod kątem drużyny, budując grupę, z której w
każdej chwili mógł wyskoczyć ktoś zdolny zaatakować jeżeli nie
podium, to miejsce w pierwszej szóstce. Spójrzcie na Maćka Kota:
gdzie był wtedy, a gdzie jest teraz?
Źle, oj źle się dzieje w naszej
kadrze. I choć nie należę do grona „hejterów” uważam, że
nadszedł czas trenera Kruczka. Skreślenie Janka Ziobry, broniącego
naszego honoru na mniejszej skoczni jest tylko gwoździem,
przybijającym do ściany wniosek o jego abdykację. Janek walczył, starał się i widać było, że jest pewien swoich umiejętności. A że na treningach spisywał się "najsłabiej" z Biało-Czerwonych? Cóż, Stoch również skakał poniżej swoich możliwości.