niedziela, 28 września 2014

Młody - stary mistrz. Kwiato w Tęczy!

fot. sport.pl

Dużo się dzisiaj powie na ten temat, wiele już zostało powiedziane, lecz nie sposób nie przelać swoich myśli na papier po tym, co stało się w niedzielę, 28 września. Michał Kwiatkowski został mistrzem świata w kolarstwie szosowym. Zrobił to w wielkim stylu, zwodząc rywali niczym największy, doświadczony mistrz. A przecież on ma 24 lata!

Szachy

Ale od początku: już na pierwszych kilometrach dało się wyczuć, że szykuje się coś dużego. Nasi jechali razem, bardzo czujnie. Kiedy zaczęli ścigać ucieczkę, wielu pukało się w głowę. Że za wcześnie, że przecież kto inny w końcu by się za to zabrał, że potem zabraknie sił w końcówce... Warto jednak zauważyć, jak nasi prowadzili pogoń. Nie pracowała cała dziewiątka, tylko trzech-czterech zawodników. Kiedy już dali z siebie wszystko – honorowo się wycofali. Przy Kwiatku zostali tylko ci najwytrwalsi, w tym Maciej Paterski, bez którego tego medalu by pewnie nie było i Michał Gołaś, który kapitalnie przygotował swojego kolegę z ekipy do finalnego ataku. To, jak Michał K. urwał się rywalom, przejdzie chyba do historii. Każdy wie, że główni, wielcy faworyci na takich wyścigach często czekają na ruchy rywali, oglądając się na siebie. Oni wszyscy wiedzieli, że Kwiatek jest jednym z poważniejszych kandydatów do medali. Jednak ten wykazał się niebywałym wręcz zmysłem taktycznym.

Taktyk

Nie czekał, aż peleton wchłonie uciekającą czwórkę, co zapewne skończyłoby się finiszem z małej grupy i zwycięstwem Australijczyka, Simona Gerransa. Wykorzystał fakt, że De Marchi i koledzy jadący w przodzie mają już tylko kilka sekund przewagi i doskoczył do nich. Rywale myśleli zapewne, że szansy upatruje w dojechaniu z nimi do mety i nie zaczęli natychmiast gonić. A Kwiato chwilę poczekał, zebrał siły i ruszył do decydującej szarży. Jak się to skończyło – wszyscy wiemy.

Zespół

Sukces Michała to nowa, piękna karta w historii polskiego sportu. Warto jednak docenić całą drużynę. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Maciej Paterski, który tak brawurowo wspomagał Kwiatkowskiego, gdyby jechał na własną rękę, skończyłby wyścig w dziesiątce. Ostatecznie finiszował jako siedemnasty, dając z siebie wszystko na rzecz kolegi, o czym Michał pamiętał na mecie.

Migawki

Z wyścigu w pamięci utkwi kilka obrazków. Pierwszy to na pewno polski pociąg goniący ucieczkę. Drugi – pierwszy odjazd Kwiata na zjeździe, kiedy doskakiwał do grupki uciekinierów. Kolejny – mina Aleeasndro De Marchiego, kiedy zobaczył w swojej czteroosobowej grupce także Polaka. I kolejny, kiedy Michał zwalnia tuż przed metą i całuje Białego Orła, podczas gdy rywale walczą. Ale walczą tylko o srebrny medal.
Wiele już było w tym roku takich wydarzeń, które sprawiały, że nie mogłem zasnąć w nocy. To jednak bije chyba wszystkie na głowę. Myślę, że podobne emocje towarzyszyły niemal wszystkim sympatykom kolarstwa w naszym kraju. A już to, co wyprawiali komentujący dla polskiej telewizji Panowie (z Dariuszem „Rybą” Baranowskim na czele), przechodziło już ludzkie pojęcie. Ta radość na mecie, te łzy Michała... Tak, chętnie obejrzałbym ten wyścig jeszcze raz.



I na pewno to zrobię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz