fot. sport.pl |
Dużo się dzisiaj powie na ten temat,
wiele już zostało powiedziane, lecz nie sposób nie przelać swoich
myśli na papier po tym, co stało się w niedzielę, 28 września. Michał Kwiatkowski
został mistrzem świata w kolarstwie szosowym. Zrobił to w wielkim
stylu, zwodząc rywali niczym największy, doświadczony mistrz. A
przecież on ma 24 lata!
Szachy
Ale od początku: już na pierwszych
kilometrach dało się wyczuć, że szykuje się coś dużego. Nasi
jechali razem, bardzo czujnie. Kiedy zaczęli ścigać ucieczkę,
wielu pukało się w głowę. Że za wcześnie, że przecież kto
inny w końcu by się za to zabrał, że potem zabraknie sił w
końcówce... Warto jednak zauważyć, jak nasi prowadzili pogoń.
Nie pracowała cała dziewiątka, tylko trzech-czterech zawodników.
Kiedy już dali z siebie wszystko – honorowo się wycofali. Przy
Kwiatku zostali tylko ci najwytrwalsi, w tym Maciej Paterski, bez
którego tego medalu by pewnie nie było i Michał Gołaś, który
kapitalnie przygotował swojego kolegę z ekipy do finalnego ataku. To, jak Michał K. urwał się rywalom,
przejdzie chyba do historii. Każdy wie, że główni, wielcy
faworyci na takich wyścigach często czekają na ruchy rywali,
oglądając się na siebie. Oni wszyscy wiedzieli, że Kwiatek jest
jednym z poważniejszych kandydatów do medali. Jednak ten wykazał
się niebywałym wręcz zmysłem taktycznym.
Taktyk
Nie czekał, aż peleton wchłonie
uciekającą czwórkę, co zapewne skończyłoby się finiszem z
małej grupy i zwycięstwem Australijczyka, Simona Gerransa.
Wykorzystał fakt, że De Marchi i koledzy jadący w przodzie mają
już tylko kilka sekund przewagi i doskoczył do nich. Rywale myśleli
zapewne, że szansy upatruje w dojechaniu z nimi do mety i nie
zaczęli natychmiast gonić. A Kwiato chwilę poczekał, zebrał siły
i ruszył do decydującej szarży. Jak się to skończyło –
wszyscy wiemy.
Zespół
Sukces Michała to nowa, piękna karta
w historii polskiego sportu. Warto jednak docenić całą drużynę.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że Maciej Paterski, który tak
brawurowo wspomagał Kwiatkowskiego, gdyby jechał na własną rękę,
skończyłby wyścig w dziesiątce. Ostatecznie finiszował jako
siedemnasty, dając z siebie wszystko na rzecz kolegi, o czym Michał
pamiętał na mecie.
Migawki
Z wyścigu w pamięci utkwi kilka
obrazków. Pierwszy to na pewno polski pociąg goniący ucieczkę.
Drugi – pierwszy odjazd Kwiata na zjeździe, kiedy doskakiwał do
grupki uciekinierów. Kolejny – mina Aleeasndro De Marchiego, kiedy
zobaczył w swojej czteroosobowej grupce także Polaka. I kolejny,
kiedy Michał zwalnia tuż przed metą i całuje Białego Orła,
podczas gdy rywale walczą. Ale walczą tylko o srebrny medal.
Wiele już było w tym roku takich
wydarzeń, które sprawiały, że nie mogłem zasnąć w nocy. To
jednak bije chyba wszystkie na głowę. Myślę, że podobne emocje
towarzyszyły niemal wszystkim sympatykom kolarstwa w naszym kraju. A
już to, co wyprawiali komentujący dla polskiej telewizji Panowie (z
Dariuszem „Rybą” Baranowskim na czele), przechodziło już
ludzkie pojęcie. Ta radość na mecie, te łzy Michała... Tak,
chętnie obejrzałbym ten wyścig jeszcze raz.
I na pewno to zrobię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz