wtorek, 16 września 2014

Dlaczego?

fot. sport.tvp.pl

Dzisiejsze nagromadzenie wydarzeń sportowych (a konkretniej pierwsza kolejka fazy grupowej LM) ponownie skłoniły mnie do refleksji. Widząc Real, który raz po raz z dziecinną wręcz łatwością aplikował bramki mistrzowi Szwajcarii i chyba tylko ze względu na litość zatrzymał licznik na liczbie 4 przed samą tylko przerwą, zacząłem się zastanawiać: dokąd zmierza futbol? Skoro triumfator CL i obrońca trofeum z tak dziecinną łatwością ogrywa zespół, którego budżet nawet dla wyprzedzającej całe polskie podwórko Legii o kilka długości jest niedoścignionym marzeniem, to w jakim miejscu są zespoły notowane jeszcze niżej? Czy to nadal ta sama dyscyplina sportu, czy może coś na kształ nowoczesnej walki gladiatorów, spektaklu z zamkniętą, wąską grupą aktorów?

Wspomnienia i przepaść

Przepaść pomiędzy europejską czołówką a resztą kontynentu powiększa się w zastraszającym tempie. Czasy, kiedy zespoły ze wschodu (pomijając oczywiście współczesną Rosję i Ukrainę) walczyły jak równy z równym z klubami zachodu, dawno są melodią przeszłości. Ba, już tylko w kategorii wspomnień rozpatrywać można wyrównaną walkę Wisły zBarceloną o Ligę Mistrzów w 2002 roku (minimalna porażka 3:4 przy Reymonta i TYLKO 0:1 na Camp Nou), czy późniejszą, również honorową rywalizację z Realem Madryt. Obecnie nasze (i nie tylko nasze) kluby oglądają dalekie plecy przeciwników a wyniku takiej konfrontacji lepiej sobie nawet nie wyobrażać. Europa zamyka się w gronie 20-30 zespołów. Reszta powoli odpada, przestaje się liczyć. Dokąd nas to zaprowadzi?

Kolaps?

Wydaje się, że w końcu jakiś kolaps nastąpić musi. Nie ma innej możliwości, zresztą głosy o chęci przerwania tego kręgu nie milkną od dłuższego czasu. Nie będę jednak odkrywczy, jeśli napiszę, że prędko do niczego takiego nie dojdzie. Powód jest jeden – pieniądze.
Wiadomo, jakie są przychody czołowych klubów kontynentu. To sumy dla reszty wręcz niewyobrażalne, naruszające jakiekolwiek zasady zdrowej konkurencji i zahaczające o granice zdrowego rozsądku.
Pytanie nasuwa się tylko jedno: co mają zrobić kluby, chcące się wyrwać z takiego marazmu? 

Smutny los

Nie oszukujmy się: bez kosmicznego zastrzyku gotówki od szejków z bliskiego wschodu nie mają na to szans. Są skazane na walkę w drugorzędnych rozgrywkach o drugorzędne puchary, na sprowadzanie trzeciorzędnych grajków z których, nawet jeśli uda im się wyłowić jakąś perełkę, błyskawicznie muszą rezygnować. Wreszcie: muszą zbierać okruchy ze stołu, na którym ucztuje elita. To wszystko kiedyś musi się skończyć.

Wyjścia są dwa: albo federacja dostrzeże, w jakie sidła się wpędza, albo nastąpi naturalna katastrofa. Które zwycięży? Nie wiem. Bo nie wiem, czy futbol w takiej formie jest się jeszcze w stanie obronić przed upadkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz