źródło: pictures.zimbio.com |
Wydawało się, że kwestia kompromitujących wpadek dopingowych
spłynie po Astanie niczym po kaczce. Co prawda ekipa z Kazachstanu przeżyła
chwile grozy, kiedy UCI trzymała przez moment kwestię przyznania projektowi
licencji na sezon 2015, lecz ostatecznie Alexandre Winokurow o pracę przez co
najmniej kolejny rok mógł być chyba spokojny. Do czasu.
Świeżo gruchnęła wieść o tym, że prezydent Kazachskiego
Związku Kolarskiego, Darkan Kałetajew rozważa zakończenie operacji pod tytułem „Astana”.
Powody? Pasmo wpadek dopingowych pod koniec sezonu 2014, kiedy to na
cenzurowanym znaleźli się zarówno zawodnicy grupy młodzieżowej, jak i kolarze
pierwszego zespołu. Trochę to dziwne, że
w obliczu wielkiej łaskawości UCI, która warunkowo pozwoliła się ścigać z
najlepszymi drużynie Vincenzo Nibaliego, sprawiedliwość będzie chciał wymierzyć
ten, który kontroluje grupie kurek z pieniędzmi.
Stanowisko Kałetajewa to w pewnym sensie znak naszych
czasów. Dopiero co emocjonowaliśmy się występami „reprezentacji” Kataru na
mistrzostwach świata, kiedy to pieniądze wygrały z jakimkolwiek zdrowym
rozsądkiem i ostatecznie pogrzebały ducha sportowej rywalizacji. Władze IHF
oraz przedstawiciele innych reprezentacji nabrali wody w usta. Ci pierwsi
uważając, że nic złego się nie stało, drudzy z kolei – obawiając się
ewentualnych sankcji karnych. Dość powiedzieć, że takowe dotknęły już jednego z
członków sztabu biało-czerwonej ekipy.
Lekarz kadry, Rafał Markowski został zawieszony na pół roku za, jak
podaje Dariusz Faron, „agresywne, niesportowe gesty w kierunku sędziów i
oficjeli”.
Samobiczowanie Kałetajewa jest w pewnym sensie wzorem postępowania.
Szlachetności, ale i honoru. Umiejętności pokazania, że kiedy na ekipę spadają
jakiekolwiek podejrzenia, lepszym rozwiązaniem jest jej zlikwidowanie, niż
narażanie się na ciosy ze strony rywali i kibiców. Nawet, jeżeli wypowiedź
włodarza kazachskiej federacji to tylko groźby bez pokrycia, warto je docenić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz