fot. sport.tvp.pl |
Dzisiejsze nagromadzenie wydarzeń
sportowych (a konkretniej pierwsza kolejka fazy grupowej LM) ponownie
skłoniły mnie do refleksji. Widząc Real, który raz po raz z
dziecinną wręcz łatwością aplikował bramki mistrzowi Szwajcarii
i chyba tylko ze względu na litość zatrzymał licznik na liczbie 4
przed samą tylko przerwą, zacząłem się zastanawiać: dokąd
zmierza futbol? Skoro triumfator CL i obrońca trofeum z tak
dziecinną łatwością ogrywa zespół, którego budżet nawet dla
wyprzedzającej całe polskie podwórko Legii o kilka długości jest niedoścignionym marzeniem, to
w jakim miejscu są zespoły notowane jeszcze niżej? Czy to nadal ta
sama dyscyplina sportu, czy może coś na kształ nowoczesnej walki
gladiatorów, spektaklu z zamkniętą, wąską grupą aktorów?
Wspomnienia i przepaść
Przepaść pomiędzy europejską
czołówką a resztą kontynentu powiększa się w zastraszającym
tempie. Czasy, kiedy zespoły ze wschodu (pomijając oczywiście
współczesną Rosję i Ukrainę) walczyły jak równy z równym z
klubami zachodu, dawno są melodią przeszłości. Ba, już tylko w
kategorii wspomnień rozpatrywać można wyrównaną walkę Wisły zBarceloną o Ligę Mistrzów w 2002 roku (minimalna porażka 3:4 przy
Reymonta i TYLKO 0:1 na Camp Nou), czy późniejszą, również
honorową rywalizację z Realem Madryt. Obecnie nasze (i nie tylko
nasze) kluby oglądają dalekie plecy przeciwników a wyniku takiej
konfrontacji lepiej sobie nawet nie wyobrażać. Europa zamyka się w
gronie 20-30 zespołów. Reszta powoli odpada, przestaje się liczyć.
Dokąd nas to zaprowadzi?
Kolaps?
Wydaje się, że w końcu jakiś kolaps
nastąpić musi. Nie ma innej możliwości, zresztą głosy o chęci
przerwania tego kręgu nie milkną od dłuższego czasu. Nie będę
jednak odkrywczy, jeśli napiszę, że prędko do niczego takiego nie
dojdzie. Powód jest jeden – pieniądze.
Wiadomo, jakie są przychody czołowych
klubów kontynentu. To sumy dla reszty wręcz niewyobrażalne,
naruszające jakiekolwiek zasady zdrowej konkurencji i zahaczające o
granice zdrowego rozsądku.
Pytanie nasuwa się tylko jedno: co
mają zrobić kluby, chcące się wyrwać z takiego marazmu?
Smutny los
Nie
oszukujmy się: bez kosmicznego zastrzyku gotówki od szejków z
bliskiego wschodu nie mają na to szans. Są skazane na walkę w
drugorzędnych rozgrywkach o drugorzędne puchary, na sprowadzanie
trzeciorzędnych grajków z których, nawet jeśli uda im się
wyłowić jakąś perełkę, błyskawicznie muszą rezygnować.
Wreszcie: muszą zbierać okruchy ze stołu, na którym ucztuje
elita. To wszystko kiedyś musi się skończyć.
Wyjścia są dwa: albo federacja
dostrzeże, w jakie sidła się wpędza, albo nastąpi naturalna
katastrofa. Które zwycięży? Nie wiem. Bo nie wiem, czy futbol w
takiej formie jest się jeszcze w stanie obronić przed upadkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz